Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 —

. — Więcej, kanoniku, w naszej okolicy nie znajdziesz.
— O jaki komplet panom idzie? — zapytał pan Topaz.
— O komplet dawnych znajomych — odpowiedział pan Piotr; — ogromnie jesteśmy przerzedzeni.
— Tak, tak.
— Co panowie chcecie? — dorzucił Topaz — ja nie jestem jeszcze stary człowiek, a już straciłem masę znajomych. Jedni pomarli, inni zbankrutowali, jeszcze inni podzieli się nie wiadomo gdzie. Wyjechali za ocean, na drugą półkulę świata. Taka kolej rzeczy; trwałości mało na świecie, za najsolidniejszą firmę ręczyć nie można, czy czasem nie wywróci koziołka. Ja to zawsze powiadam i, jak zawsze, mam słuszność. Zazdroszczę księdzu kanonikowi tych zielonych pieców.
— A to z jakiego powodu? U siebie zapewne masz pan o wiele ładniejsze.
— Bez wątpienia, ale nie takie starożytne. Przypuszczam, że w Królówce, w starem zamczysku, musiały się znajdować takie same lub podobne.
— Być może — odrzekł ksiądz, — ale na pewno nie wiem.. Jak zapamiętać mogę, to w tych zwaliskach nic już, oprócz ścian nawpół zrujnowanych, nie było.