Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 59 —

Tu miał swoje obrazy, szafy z książkami, narzędzia ogrodnicze i pszczelarskie, oraz tokarnię, którą się w wolnych chwilach zabawiał. Sprzęty były proste, dębowe, tylko w pierwszym pokoju, gdzie gości zazwyczaj przyjmował, znajdowała się staroświecka kanapa, dwa fotele, sześć krzeseł wyściełanych i duży stół okrągły.
Ksiądz wybiegł na spotkanie gości.
Był to staruszek niewielkiego wzrostu, szczupły, o siwych, krótko przystrzyżonych włosach, oczach bystrych i ruchach energicznych.
— Kanoniku — rzekł pan Piotr zaraz od progu, — czasu nie traćmy, jedźmy.
— Zaraz, kochani panowie, ale was tak o czczej duszy nie puszczę. Siadajcie, wnet coś podadzą, a za pół godziny, najdalej za trzy kwadranse, pojedziemy. Długo was trzymać nie będę.
Oprócz gospodarza do stołu zasiadło sześć osób: pan Piotr z synowcem, pan Topaz i trzech sąsiadów: pan Roman z Malowanki, pan Józef z Okrąglaka i pan Seweryn z Małej Woli.
— Niewielka jest liczba nasza — rzekł ksiądz.
— A jednak kompletna — odpowiedział pan Roman, szpakowaty jegomość z długą bro-