Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 280 —

Dopiero co konwalie, fijołki i kwiaty jabłoni, już modre bławatki i róże, już czerwone maki i gwoździki, a prędko, prędko, gdyż szmaragdowa suknia spłowieje na słońcu i na deszczach, nabierze barwy wpół srebrnej, wpół złotej od zbóż dojrzałych, a potem zamieni się na jesienny, szary strój wdowi, aż wreszcie na biały całun grobowy.
A tak szybko dopełniają się te przemiany, tak szybko, w oczach prawie, — w młodych duszach budząc wesele i rozkosz, w starszych poważniejsze refleksye.
Stary doktor częstokroć za miasto wychodził, szedł w pole, na brzeg lasu, albo też na kamieniu przydrożnym siadał, patrzył i rozmyślał.
Tyle już wiosen widział w swojem życiu, a wszystkie przeszły szybko, jak mgnienie oka, jak sen; zniknęły w oceanie czasu, niby krople, wspomnienia tylko pozostawiwszy po sobie. Gdzież są one teraz? Gdzie te nadzieje, które w sercu budziły? te obietnice, które dawały?
Gorzko starowinie, bo jest sam; rówieśnicy jego już w ziemi, młodzi zaś biegną szybko, dogonić ich trudno i sił nie ma dostatecznych, by gonić za nimi.
Zdjął kapelusz; wiatr muskał jego siwe włosy, wysokie czoło i twarz pooraną zmarszczkami. Tak się w myślach smutnych za-