Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 275 —

chodziło, co zeszłoroczny mróz, albo co ten wiatr, który wiał wczoraj. Wyrzuć pani to z głowy i z serca. Państwo państwem, oni mają swoje pomyślenie, my swoje, a zresztą co nam do nich; zrobić rzetelnie, co do nas należy, pensyę wziąć, ordynaryę czy inszy dodatek także, i dość.
— Tak się panu zdaje.
— Zdaje, albo nie zdaje; tak jest, kochana pani, tak powinno być; takie nasze prawo.
— A ja inaczej.
— Jak sobie pani chce. Inaczej, to inaczej. Zrobi pani, co zechce; a ja swoje rzekłem i dość.
— Zrobię! jakby pan wiedział, że zrobię. Jużem sobie całe powiedzenie w głowie ułożyła, że tak wyrecytuję, jak z książki. Pocałuję panią w rękę, panienkę też i powiem: Proszę pani i panienki, według zdrowia zwątpiałości, siły opuszczenia i smutku dusznego, niech mnie pani i panienka, zaraz z miejsca, w tym momencie, odprawią i odeszlą do krewnych na umarcie. Co, dobrze powiem?
— Bez urazy, kochana pani Sałacka, przepraszam, że to słowo rzeknę, aleć to będzie okrutnie głupio.
— Moje powiedzenie?