Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 232 —

— Z przyjemnością dźwigać go będę, choćby jak najdłużej, nie tylko z woli stryja, ale i z własnej woli. Czy pani o tem nic nie wie, niczego się pani nie domyśla?
Zwróciła ku niemu duże, wilgotne, czarne oczy i szepnęła:
— Wiem, że pan życzliwy jest dla nas.
— Tylko życzliwy?
— Ach, mój Boże! zadaje mi pan takie pytanie...
Nie dokończyła i umilkła, zakłopotana, nie wiedząc, jak wyrazić swe myśli. Pragnęłaby powiedzieć wiele, bardzo wiele, ale była onieśmielona, nie mogła zdobyć się na odwagę. Widząc go smutnym i zmienionym, chciałaby go pocieszyć, wyznać, że dzieli jego zmartwienie, że myśl jej towarzyszyła mu ciągle. Tak wiele miałaby do powiedzenia! ale wzruszenie nie pozwalało jej na to. Oczy jej zaszły łzami.
— Pani płacze — rzekł, ujmując ją za rękę.
— Nie, nie! — szepnęła — tylko tak mi smutno.
— W smutku poznaliśmy się — rzekł, — smutek zbliża nas do siebie... Czy też doczekamy kiedy jasnych dni radości?
— Któżby tego nie pragnął!
— Pragnie pani?
— Dla siebie i dla wszystkich.
— I dla mnie?