Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 173 —

Nina poruszyła się, chcąc biedz do okna; Andzia zatrzymała ją za rękę.
— Nie wierz mu — rzekła, — nikt nie jedzie. On chce nas mistyfikować.
— Konie kare... Andzia podobno nie lubi karych koni.
— Przeciwnie, lubię.
— Są już przy wierzbie.
— Nie wierzę.
— Chodź do okna i przekonaj się.
— Nie przyjdę.
— Jak uważasz. Ciekawa rzecz, z kim jedzie pan Seweryn, bo to on, teraz go już poznałem.
Andzia zarumieniła się. Nina pobiegła do okna.
— Ależ tak! tak! — zawołała — to naprawdę pan Seweryn, a ten drugi to jego syn.
— Muszę mamie powiedzieć — rzekła Andzia i pośpiesznie wyszła z pokoju.
Z chwilą przybycia gości zrobiło się gwarno. Pan Seweryn, rad, że ma syna przy sobie, był w doskonałym humorze, opowiadał nowinki, żartował. Zaproszenie na wielkie polowanie pana Topaza dawało powód do różnych komentarzy i uwag. Wyliczano długą listę osób ze świata przemysłowego i finansowego, mających wziąć udział w tej zabawie.
— Obawiam się tylko, żeby mnie który z tych łowców nie postrzelił lub nie zabił —