Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

W

Wyjątkowo długa i wyjątkowo piękna była jesień.
Słońce przyświecało, szare chmury nie zakrywały nieba, droga była doskonała, twarda; bydło znajdowało dość pożywienia w lasach, na ugorach i na pastwiskach, chociaż październik dobiegał już do końca.
Resztki liści jeszcze się trzymały na drzewach; po polach, po ścierniskach, po płotach czepiały się białe o jedwabistym połysku nici babiego lata.
Roboty wszelkie ukończono, stodoły były już pełne, na polach wznosiły się liczne sterty, na łąkach wielkie stogi.
Świeżo dokonane zasiewy ozime już wschodziły, ruń ich była gęsta, zielona i zdawała się wiele obiecywać.
Korzystano z dróg dobrych i pogody, więc ku miastom ciągnęły wozy pełne świeżo omłóconego zboża, w folwarkach warczały młoc-