Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 —

— Proszę pani — rzekł uprzejmie — to, czego pani żąda, jest niemożliwe...
— A komorne brać z góry było możliwe? — odrzekła pani Zenobia. — Uprzedzam, że dla pańskich niemożliwości kosztownego instrumentu na ulicę nie wyrzucę! Mam córkę i mam pianino i musi ono być w mieszkaniu, choćby przyszło mury rozbijać.
Rządca cofnął się dyskretnie, zdając całą tę sprawę na łaskę losu, tragarze zaś, po odbyciu krótkiej sesyi, pokrzepiwszy siły „na rogu,“ postanowiłi spróbować szczęścia i pokonać niezwalczone, jak się zdawało, przeszkody.
Przez godzinę blizko, schody były zupełnie zatarasowane, a komunikacya wyższych piętr z parterem przerwana. Nigdy jeszcze tynk z politurą nie całował się tak serdecznie, to też pianino w wielu miejscach wyglądało tak jak gdyby je kto pilnikiem oskrobał, a ściany klatki schodowej, pokaleczone były aż do cegły; ostatecznie jednak pani Zenobia postawiła na swojem... Pianino zajęło honorowy punkt w tak zwanym saloniku, a wieczorem, gdy już ustawiono skromne mebelki, panna Jadwiga zaczęła grać.
Okna były otwarte, a wśród wysokich murów, otaczających podwórko, dźwięki instrumentu rozlegały się głośno. Z oficyn bocznych, z kuchen mieszkań frontowych, powychylały się głowy ciekawe; dzieciaki, korzystając z muzyki,