Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 56 —

— Nie mam czasu, idę na kolej, aby wysłać depeszę po ocet, a następnie muszę pilnonować zbioru estragonu. Nie każdemu płynie złoto za czosnek, inni muszą się męczyć i dobrze napocić, zanim przyjdą do kilku wagonów musztardy...
Z temi słowy zagniewany sąsiad odszedł; pan Adam zawrócił ku domowi.
Prawda, to jego dom, jego folwark, Maciejówka; tylko zupełnie inaczej wygląda, wszystko w miniaturze, wszystko zmiejszone, a jednak jeszcze uchodzi za latifundyum! Dziwne rzeczy, dziwne, ale naturalne. Przeobrażenie, metarfoza, ewolucya. Nieubłagane prawa rządzą ludzkością i folwarkami, człowiek zaś niczem nie rządzi, tylko musi się do różnych praw przystosowywać. Zając, z północy przeniesiony w nasze strony, zmienia białą szerść na rudą, kuropatwa w kraju śniegów białą się staje; dlaczegóżby posiadacz pięciu włók nie miał zostać magnatem, a strat, poniesionych na pszenicy, nie odbił na plantacyach czosnku?
Pan Adam zbliża się do dworku, ciekawy, jak też wygląda jego żona przy takiej zmianie losu, czy wyładniały córeczki, czy zawsze kochają ojca jednakowo?
Postanowił w duchu, że da im pokaźną sumkę na stroje. Kiedy czosnek tak płaci, to trudno, nie trzeba najbliższym żałować. Niech mają, niech wiedzą, że mąż i ojciec o nich pamięta.