Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 211 —

rozgrzewający napój, trochę się pocił i ogromnie stękał.
Rózia chłodziła się „Kuryerem“, zegar wskazywał pierwszą po północy.
— Felciu — rzekł pan Silberbaum.
— Co chcesz, Boleś? Czy ci, broń Boże, gorzej?
— Nie, tylko chciałem ci coś powiedzieć.
— No co?
— Jestem pewny, że ten Szekspir, nie jest z naszych.
— Ja tak samo myślę.
— Dobranoc ci, Felciu.
— Dobranoc, Boleś...


KONIEC