Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 198 —

doma rzecz, że wśród naszych dobra główka nie rzadkość. Ty na przykład, Boleś, prowadzisz interes z serwatką, czy nie jesteś z tego sławny na całą Warszawę?
— To prawda jest.
— Właśnie; a gdybyś prowadził interes z teatrem, to byłbyś napewno drugi Szekspir, może jeszcze lepszy, bo masz śmiałość i jesteś ryzykant...
— I to prawda; zresztą nie ma o czem mówić; z Warszawy wyszło dużo bardzo sławnych ludzi, takich, co znani są na cały świat, a u nas chodzili do chederu. Mógłbym wymienić wiele nazwisk, wiele firm grających i śpiewających.
— Aj! aj! malujące też są — dorzuciła Rózia.
— Boleś, słuchaj... a cudowne dzieci?!
— Masz racyę... to zadziwiające jest. Taki Raulek, taki Broniś! Od mamki idzie prosto na estradę i zaraz robi koncert!
— I jakie pieniądze zbiera! — dodała pani Felcia.
— Papa nie słyszał? — wtrąciła Rózia — u nas w kamienicy też znajduje się cudowne dziecko...
— Nie może być! Czyje?
— Biednej handlarki; jej mąż tragarzem jest. Oni się cieszą, że to dziecko przyniesie im miliony.
— Na czem ono gra?
— Tymczasem na bębenku, ale jak zobaczy trąbę, to dotąd płacze i krzyczy, dopóki