Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 145 —

— Powiedział pocztylion, że pod Zagnanką most zerwało i przez to poczta nie przyszła.
— Mój Boże... i cóż my będziemy teraz robili?
— Ja pójdę do stajni — odpowiedział Jasiek, jak gdyby to pytanie do niego się stosowało.
— A idź sobie gdzie chcesz — odrzekła zadąsana panienka.
Dziadek niecierpliwie wąsami poruszał.
— I cóż, Kamilciu — rzekł do wchodzącej wnuczki — gdzież te gazety?
— Niech dziadzo zdejmie okulary — odrzekła — feralny dzień dzisiaj; nie ma co czytać... Most pod Zagnanką zerwany i zapewne nie zreparują go prędko, trzeba się przygotować na długie, długie nudy; tem bardziej, że szkaradny deszcz ani myśli ustać... a słońce się już chyba nigdy nie pokaże...
Dziadek spojrzał uważnie na wnuczkę.
— No, no — rzekł — nie prorokuj tak smutno, będzie jeszcze sucho i ciepło i jasno. Twoja biała buzia opali się na słońcu, wiśnie, maliny dojrzeją...
— Kiedy to tam będzie! Wprzód można melancholii dostać...
— Proszę, jaka panna niecierpliwa...
Babka odłożyła rozpoczętą robótkę, przyniosła kilka talii kart i zaczęła rozkładać je na stole.
— Cóż to będzie, moja pani? — zapytał dziadek.