Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

No, toż trzeba ich też inaczej wychowywać, praktyczniej do życia sposobić. Gadaliśmy, gadali, pani kochanieńka, aż nieraz w gardle zaschło i gęba zabolała, a obaśmy na jedno się godzili. Opowiem ja to wszystko za powrotem dokładnie, bo do wypisania się ja nie majster, a i Karolek takoż od pisania odrywa, a o was ciągle się pyta. Da Bóg, gdy powrócę niedługo, to dowiesz się pani, co Karol dalej zamierza. Do fabryki już nie wróci, bo nie może — a bezczynnie takoż siedzieć nie będzie, chleba darmo przyjąć nie chce. Obmyśliliśmy plany, ale jeszcze uprzedzać ich nie chcę, cóż bo takoż ryby przed niewodem łapać?... powrót mój niedługo nastąpi, a z nim i relacya też będzie. Tymczasem cierpliwości, pani kochanieńka, spokoju — a jak bardzo żałośnie na duszy będzie, jak zatęsknisz pani ciężko, to weźmij które maleństwo na ręce, popatrzaj jemu w oczki... a wnet takoż i siła się znajdzie«...
Kilkakrotnie odczytywała pani Karolowa ten list i niejedna łza gorąca spadła z jej oczu na papier szary, na grube, niezgrabne litery.
Z gorączkową niecierpliwością oczekiwała zapowiedzianego powrotu Dyrdejki i łudziła się do ostatniej chwili nadzieją, że może... może, obok niego, ujrzy jeszcze kogoś, komu z okrzykiem radości na szyję się rzuci... kogo powitać tak gorąco, tak serdecznie pragnie.
Noc już była późna, stary zegar gdakał miarowo, a jego wskazówki już się ku dwunastej zbli-