Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miasteczka się wyniósł, a na jego miejsce zainstalował się rzeźnik z pobliskiego miasteczka, który przed pół rokiem jeszcze kontrakt z Dyrdejką zawarł. Ten nowy propinator sklepik mały przy karczmie założył i jakoś nieźle mu się działo, a że był człowiek spokojny, kościoła w niedzielę nigdy nie opuścił, więc też i ludzie we wsi polubili go nawet i kontenci byli z tej zmiany.
Pan Jankiel wyniósł się do miasteczka; w kupnie zboża pośredniczył, małe dostawy na siebie brał, lecz chociaż wiodło mu się nieźle, na losy wciąż narzekał i przeklinał »złych ludzi«, którzy go usunęli z Zarzecza.
Do pani Karolowej przychodziły listy. Stary żmujdzin rzetelnie przyrzeczenie spełniał i co kilka dni, ciężką, niebardzo do pióra nawykłą ręką, relacye o zdrowiu Karola podawał, przyrzekając, że za powrotem najbardziej szczegółowo i detalicznie o wszystkiem opowie. Taką obietnicą kończył zazwyczaj list każdy, nie zaniedbując przytem skreślenia szczegółowej instrukcyi — co robić w folwarku, gdy pogoda będzie — co, gdy się na dłuższy deszcz zaniesie. Informował też o szczegółach wykończenia budowli, o odrobkach od włościan należnych, jednem słowem, chociaż z oddalenia, starał się całem gospodarstwem kierować.
Pani te instrukcye Marcinowi odczytywała, chłop je spełniał sumiennie i zapewniał, że jak pan rządca powróci, nic w gospodarstwie do zganienia nie znajdzie, przeciwnie, kontent być powinien,