Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spłatę nagłych wierzytelności hypotecznych, wywłaszczeniem grożących; zaś osobisty kapitalik pana Fulgentego zażegnał grozę sekwestratora i służyć miał zarazem do przeprowadzenia gruntownej, a nieuniknionej w gospodarstwie reformy.
Sypiać Dyrdejko nie mógł, tyle miał różnorodnych spraw do załatwienia, a przez ten czas głowa jego, a raczej nieokreślonej barwy czupryna, coraz bielszego nabierała koloru.
Gdy inni, w podobném położeniu będący ziemianie, szukali ratunku w bajecznie taniej sprzedaży lasów, lub też w najbardziej uciążliwym kredycie lichwiarskim, gdy sprzedawali zboże na dwa, trzy lata naprzód, Dyrdejko przewidujący, ostrożny, może do zbytku podejrzliwy nawet, wyrobił sobie zupełnie inny system ratunku i obrony, a mianowicie — oparł się na chłopach.
— Ratujmy życie — mówił nieraz do pani Karolowej — a później takoż pomyślimy o zdrowiu; trupowi lub konającemu nie pomoże już żadne lekarstwo, a osłabienie chwilowe da się nawet dobrem powietrzem usunąć.
Z wierzycielami trzymał się ostro, żadnych ulg i prolongacyj, kosztem wysokiego procentu, zyskiwać nie chciał, a w przeprowadzeniu raz wytkniętych planów, konsekwentny był i stanowczy, uparty nawet.
Plany jego były proste i wcale nie skombinowane. Według jego mniemania grunt i podstawę ratunku stanowiła robocizna. Szło mu więc o to,