Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Najbardziej jednak zajętym, najbardziej tym nagłym zamiarem kupna gruntów dworskich zainteresowanym był, jak się zresztą łatwo domyśleć, pan Jankiel Pacanower.
Dowiedziawszy się, że chłopi nad wieczorem mają iść do dworu, już od południa biegał po wsi jak szalony, chłopów odmawiał, kobiety przeciw nim buntował, żeby nie pozwoliły na kupno. Nie udały się wszakże zabiegi, bo wpływ starego Gajdy był większy, a sam interes zbyt korzystny, żeby chłopi mogli tak łatwo od niego odstąpić.
Nie dziw więc, że był imćpan Jankiel w fatalnym humorze, tem więcej, że i kontrakt dzierżawy propinacyi w Zarzeczu za parę miesięcy ekspirował. Z kim innym możnaby na to poradzić, dać dzierżawę za kilka lat z góry i zostać przy karczmie — ale z Dyrdejką wogóle sprawa była trudna... Widział więc żyd wielkie prawdopodobieństwo konieczności opuszczenia Zarzecza, po którem tyle sobie obiecywał! Wszakże miał niezadługo zostać właścicielem tego folwarku, już poczynił nawet odpowiednie kroki, miał wspólników na las, na młyn, ba! nawet o dzierżawcach ogrodu owocowego już pomyślał — a tu naraz widzi się strąconym ze szczytu marzeń i przez kogo? przez prostego chłopa, za którego rozum i przebiegłość złamanego szeląga dać by nie chciał.
Biegał Jankiel po wielkiej izbie szynkownej, za brodę się targał, a tak był roztargniony i myślami własnemi zajęty, że wędrownemu druciarzowi,