Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rodziną i mieniem, zmusiły starego do częstszego odwiedzania dworku i przesiadywania w nim dłużej.
Mrukowaty i milczący zazwyczaj, wyznał opuszczonej kobiecie przywiązanie do niej i do dziatek i odrazu zjednał sobie zaufanie, na które tyle lat gorliwie pracował.
Dyrdejko, jak powiedzieliśmy poprzednio, był niezmiernie oszczędny, skąpy nawet; potrzeby swoje ograniczał do minimum, a niewielką pensyjkę, jaką pobierał w Zarzeczu, chował starannie, »na czarną godzinę« jak mówił. Cząstkę swoją na Dziundziszkach sprzedał był poprzednio, a że z niej grosza nie wydał, więc też wraz z zaoszczędzoną pensyjką zebrała się sumka, niewielka wprawdzie, lecz zawsze na czas ciężki mogąca się przydać.
Stary, który sobie na fajkę tytoniu skąpił, nie zawahał się jednak w chwili krytycznej do okutej skrzynki sięgnąć, aby zagrożone mienie dziatek swego przyjaciela ratować. Wszakże w tych ciężkich czasach wszystkie oszczędności Dyrdejki nie mogły odwrócić katastrofy. Zaledwie z pilniejszemi uporał się długami i podatki opłacił; to też propozycya starego Gajdy bardzo przychodziła mu w porę.
Byłby się chłopu na szyję rzucił, gdy jego słowa usłyszał, ale umiał zapanować nad sobą, żeby nagłym objawem radości interesu nie popsuć. Zimnego i obojętnego udawał, a jednak gdy się słońce ku zachodowi już miało, niecierpliwie wyglądał przez okno, czekając zapowiedzianego przyjścia gromady. Od pani Karolowej, która na dwa