Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

źbom swoim przyglądał, tak rolnik z tryumfem patrzy na złoty łan jęczmienia, jak Rubens patrzył na płótna swoje. I jeden i drugi włożył w swe dzieło cały zasób pracy, siły i inteligencji, i jeden i drugi dumny jest szlachetną, rodzicielską dumą.
To już w porządku rzeczy leży — a biada temu, kto nic nie ukochał! Życie jego będzie czczem, bezbarwnem, pustem, bez przykrości i goryczy, bez zawodów i zmartwienia, ale też bez radości i dumy z odniesionego zwycięztwa.
Nie zazna on rozkoszy ni goryczy, i zniknie w otchłani czasu, jak ów pochmurny dzień jesienny, co ani blaskami słońca nie zajaśniał, ani deszczem nie płakał, ani łoskotem burz i gromów nie przerażał....
Szkoda takich bezbarwnych, beznamiętnych ludzi?......
Bohater tego opowiadania ukochał ziemię, ukochał te zagony długie, równe, szerokie, które woli pracownika posłuszne, jak niewyczerpane bogactw kopalnie, co roku nowe przynoszą skarby; ukochał lasy niebotyczne, szumiące, poważne, które tak powoli rosną, że aż na olbrzymów wyrastają. Ukochał drzewa, strumienie i łąki, a dzieckiem jeszcze będąc przeglądał się w kryształach fal, słuchał szmeru drzew, poił się wonią kwiatów na błoniach nadrzecznych. — Zdawało mu się, że ich mowę rozumie, tajemnice podsłuchuje — potrzeby zna.....