Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyż może być inaczej? — chcesz iść na dobre imię zarabiać — idź, idź, wytrwaj w zamiarze.
— A skoro wrócę? — zapytał Alfred nieśmiało.
— Skoro wrócisz? cóż ci na to odpowiem? Czy wyznałeś swoje zamiary Klaruni?
— Tak, panie.
— Dawno?
— Przed godziną, spotkałem pannę Klarę nad rzeką — i wypowiedziałem wszystko co czuję.
— Jakąż odpowiedź dało ci to dziecko?
— Panie pułkowniku, to nie dziecko — dała mi odpowiedź przychylną — nawet o ile się mogę domyślać, nie jestem obojętnym dla niej — lecz jak na teraz ofiarowała mi przyjaźń tylko i powiedziała, że gdy powrócę po latach do Borków, to zastanę tak samo Klarunię przy boku kochającego dziadka — i wtenczas od was obojga ostateczną odpowiedź usłyszę. Panna Klara jest jeszcze tak młodziutką.
— Dobre, zacne dziecko — ale panie Alfredzie, czy można ją krępować zobowiązaniem, czy kilka lat nie zmieni jej usposobienia? jestżeś pewny że Klarcia czekać będzie?
— Pułkowniku — rzekł poważnie Alfred — niewinność nigdy nie kłamie.
— A z drugiej strony czy możesz zaręczyć za siebie? Młody jesteś, nowe wrażenia mogą zatrzeć dawniejsze...