Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak — ty jeden dźwignąć nas możesz z upadku.
— Gdybym mógł!...
— Możesz, mówię ci.
— Chyba braterstwo pożyczkę zaciągnąć chcecie? — cóż robić — o ile moja hypoteka jest wolną...
— Nikt tego nie wymaga.
— Więc cóż?
— Posag żony twojej przyszłej mógłby na całym Starzynie bezpieczeństwo znaleść — a długi inne usunąć.
— Kombinacya piękna, tylko ma przeciwko sobie dwa zarzuty.
— Jakież to?
— Żeby ją wykonać należy mieć przedewszystkiem posag i żonę. Pierwszego nie sądzę żeby mi dano, co do szukania drugiej nie mam co prawda wielkiej inklinacyi.
— Czyż potrzebujesz szukać?
— Zdaje się?
— Ależ ona tu jest, pod naszym dachem!...
— Natalka?
— Tak, Natalcia — cóż przeciwko niej mieć możesz?
— Nic zgoła.
— Czy nie piękna jest?
— Prześliczna.
— Czy nie może być dobrą towarzyszką życia?
— Jak najlepszą, przypuszczam.