Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ha! ha! bez mojej wiedzy.
— Mogłaś się łatwo domyśleć.
— Nie odznaczam się darem domyślności, a jeżeli nawet kiedy mogłam o czemś podobnem marzyć — to dziś czuję się zupełnie a zupełnie wyleczoną, z tej chwilowej słabości. Im wcześniej, tem lepiej, zresztą, później byłoby już po niewczasie...
— Natalciu, ja ciebie nie rozumiem, a nawet ten ton uszczypliwy, którym do mnie przemawiasz, jest mi bardzo przykry.
— Wybacz, Lorciu, ale jestem tak rozstrojona...
— To też pomówmy otwarcie, jesteśmy najzupełniej same, gdyż szanowny mój małżonek również po angielsku opuścił nasze towarzystwo.
— To widać modne teraz...
— Mój pan zawsze był taki, a teraz staje się jeszcze gorszym; ale — dodała z westchnieniem — cóż na to poradzić? lepiej oto pomówmy o twojem dzisiejszem zmartwieniu. Wszak wiesz, że ja twego tylko szczęścia pragnę, a związek twój z Alfredem uważam za zupełnie stosowny i odpowiedni. Jest to bo, trzeba ci wiedzieć, młody człowiek comme il faut, ani podobny do swego brata. On pojmuje życie inaczej, lubi je i żyć pragnie, a o ile mi się zdaje, jest nawet do ciebie przywiązany.
Natalcia milczała.