Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wcześniej odemnie, ożenił się i ma syna, bardzo zacnego chłopca. — W twardej szkole wychowany, w dobrych zasadach, niedawno ukończył nauki i dziś, jako już wykwalifikowany gospodarz, ma podobno zamiar w służbę pójść i pracować. Walny chłopak, widziałem go parę lat temu — i odrazu mnie ujął za serce. Otóż on to będzie dla nas armią posiłkową. Dziś jeszcze napiszę do kolegi żeby mi go tu przysłał — a jeżeli po dwóch tygodniach pobytu nie pokocha naszej Klaruni — to powiem, że już obecna młodzież nie ma ani oczów, ani serc!
— Ten projekt mi się podoba; jeżeli wujaszek uważa, że ów młody człowiek posiada rzeczywiście te zalety... to zapewne jest zupełnie godzien, abyśmy mu nasz ukochany, najdroższy skarb powierzyli...
— Tak jest, a ponieważ co z głowy to z myśli, przeto proszę cię, kochana Józieczko, każ mi podać do mego pokoiku dwie świece — i natychmiast zabiorę się napisania listu, który przez umyślnego posłańca jutro na pocztę odeślę. Zarazem życzę ci dobrej nocy, kuzynko — i proszę, weź moje słowa do serca. Uważaj na każdy krok Klaruni, bo, powiadam ci, że to jej zamyślenie, to roztargnienie dzisiejsze, bez powodu nie jest...
Z temi słowy staruszek wszedł do swego pokoju i otworzywszy staroświecki kantorek, zabrał się do pisania. — Stara panna tymczasem, zaczęła