Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wnego, wieszże ty, że łatwiej się obronić przed wilkiem napadającym jawnie, niż przed żmiją, która skrycie przypełznie i ukąsi?...
Stara panna chciała coś powiedzieć...
— Nie przerywaj-no! — rzekł niecierpliwie pułkownik — rozumujmy jak się należy... obmyślmy plan kampanii... rozstawmy forpoczty, pikiety, awangardy, ariergardy, korpus główny, rezerwy i posiłki...
— Na miłość Bożą? — przecież nas tu tylko dwoje...
— Cicho bądź i nie przeszkadzaj! — In primis, faktem jest, że w Klaruni serduszko się budzi?
— Hm... być to może...
— Nienawidzę półsłówek! — odpowiadaj wprost na pytanie: budzi się, albo nie budzi?
— Zdaje się...
— Pst!?... czy się budzi, czy nie?
— No — niech będzie, że się budzi.
— A wiesz, do czego jest podobne serce takiego dziewczęcia?...
— Co prawda, nie zastanawiałam się nad tem.
— To szkoda; — ale ja zastanawiałem się zato i powiem ci: oto serce dziewczęcia podobne jest do uśpionego dziecka. — Skoro się dziecko budzi, otwiera szeroko oczęta — i pierwszy lepszy przedmiot, który zobaczy, bierze w drobne rączki z zachwytem — i cieszy się nim. — Z równą radością chwyci ono kwiat piękny, jak jadowity grzyb