Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Za co ja miałem rachować? wasza niewiastka gadała co macie z półtorej ćwierci rublów, same białe jak perły, aj, żeby ja to miał w swoim majątku! Ale co tu próżne gadanie gadać? ja wam powiadam Marcinie, co to wszystko jak widzita w koło, może być nasze, za bardzo tanie pieniądze. Kupmy do współki, wy dacie pieniądze zara — ja dam trochę później. To jest fajn interes! ja wam oddam wszystkie gruntów, a sobie wezmę tylko trochę las, trochę młyn i trochę propinacye. Reszta będzie wasza, jakbyśta na drodze znaleźli... prawie za darmo wasze będzie! Chodźta do izby, zara wam litkup sprawię, mam taką fajn pieprzówkę, co aż oko zbieleje!
Chłop usiadł na ławce, żyd wciąż nastawał.
— Ny, co to wy tera nie pan? nie obywatel?
— Ja tam chłop z chłopów, gospodarski syn — odpowiedział, nie bez pewnej dumy, Marcin.
— Może wy sobie miarkujecie na nich — rzekł Jankiel, ręką na folwark wskazując — ny, a co z tego? Uni kapcany są, uni bankruty! wy może jeszcze czapkę przed niemi będzieta zdejmować? Za co? Ja tyż jestem bardzo miłosierny i mam także miękkie serce, ale jak kto kapcan, to na co jemu miłosierność? jemu miłosierność tak pasuje jak groch do ściane! Ny, jak wy miarkujecie z tym interesem, Marcinie? Ja zawdy myślę, co my ich kupiemy.
— Albo to cłek bydlę, żeby go kupować?