Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pił? tylko nagle, ni z tego ni z owego, włożyli worki na wozy, odesłali na kolej — i po wszystkiem! Co to porządnie jest? Czy to kiedy panowie, godne osoby, w ten sposób interesa prowadzą? Wolno było tamtemu, jako rządcy, podczas nieobecności właściciela, głupstwa robić, bo go nikt nie kontrolował, nikt mu w tej czynności nie przeszkadzał; ale gdy sam dziedzic rządy objął, to mu się kompromitować nie wypada, to musi już robić tak, jak inni bardzo godni i porządni panowie...
Długo tak rozmyślał Jankiel, brodę gładził i plan bardzo przekonywającej mówki układał; potem wstał, przybrał się w szaty odświętne, nową czapkę włożył i przechadzać się zaczął po stancyi, snując różne plany i kombinacye — a były one widocznie liczne i różnorodne, bo na fizyonomii Jankla różne też malowały się wrażenia. To uśmiechał się ironicznie i szyderczo, to zamyślał poważnie, to znów z gestem niecierpliwości skrobał się po głowie.
Wreszcie na nierównym bruku turkot się jakiś zrobił; po charakterystycznem klekotaniu i brzęku różnorodnego żelastwa, pan Pacanower poznał swój własny ekwipaż.
Ekwipaż pana Jankla istotnie przed gankiem stanął.
Była to najtyczanka na resorach, bardzo starożytnego fasonu, ongi podobnoś żółta, lecz dziś już nieokreślonej barwy. Z poobdzieranych jej boków