Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Helenka udawała, że się martwi, że ją ta przegrana bardzo żywo obchodzi — a Dyrdejko śmiał się, cieszył, potem, zmęczony, ciszej już mówił, aż nareszcie w zwykłą swą zadumę zapadł, głowę na poręczy krzesła oparł i — usnął.
Wówczas Helenka z troskliwością, jak matka dziecku, poduszeczkę małą wsuwała Dyrdejce pod głowę i po cichutku wychodziła z pokoju.
Ze wszystkich dzieci pani Karolowej jedna tylko Helenka znajdowała się w domu obecnie. Janek już szkoły skończył i w instytucie rolniczym się kształcił. Władzia była w Warszawie na pensyi — Helenka tylko, ukończywszy edukacyę, powróciła pod strzechę nizkiego dworku w Zarzeczu.
Dworek też z przybyciem jej ożywił się znacznie. Ściany zdawały się bielsze i kwiaty piękniejsze, bo tu, gdzie niedawno jeszcze słychać było westchnienia tęsknącej i osamotnionej kobiety, dziś dźwięczał nieraz śmiech srebrzysty, lub rozlegały się tony rzewnej piosenki.
Młodość jest bowiem jak wiosna, roztacza ona w koło siebie czary i uroki, a widok jej starych nawet zachwyca i do życia zachęca.
Lecz przypatrzmy się Helence, którąśmy na początku niniejszego opowiadania jako sześcioletnią, lalkami zajętą dziewczynkę, poznali.
Zdawało się wówczas, że sensatka wielka z niej będzie — ale ta przepowiednia nie ziściła się ze wszystkiem, gdyż na różowych usteczkach