Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tego odnosił, i o całym dniu relacyę dokładną mu zdawał.
To przekonanie, że jest jeszcze użytecznym, że pracuje — utrzymywało Dyrdejkę przy życiu i przy Zarzeczu. Gdyby nie ono, niechciał by starowina chleba darmo jeść — i powlókłby się pewno do swoich Dziundziszek, śmierci czekać, tak jak teraz przyjazdu Karola oczekiwał.
Starano się uprzyjemniać chwile staremu. Celowała w tem szczególniej Helenka, która już na piękną pannę wyrosła. Umiała ona zawsze zabawić i rozweselić żmujdzina. Dźwięcznym, metalicznym głosem czytywała mu często Mickiewicza, którego starowina bałwochwalczo uwielbiał, albo też Kaczkowskiego, z dawniejszych czasów obrazy. Stary słuchał, zachwycał się, płakał nieraz, a piękną swą lektorkę po rączkach całował i najdroższą swoją wnuczką nazywał.
W szachy też z sobą często grywali, a że Dyrdejko miał szczególną do strategii słabość, więc też plany szerokie rozwijał, ożywiał się a cieszył każdem wzięciem figury, każdem posunięciem szcześliwem. Z wygranej radował się jak dziecko.
— Widzisz takoż, Helusiu! czego się zachciało? Nie ze mną tobie wojować! nie ze mną! Ot, jeden szach, ot drugi i mat!! lecz nie martw się panienko. Wielki Napoleon był wielki, a czasem takoż zfuszerował porządnie... No, no, nie gniewaj się mała — daj łapkę, pocałuję za to.