dzę, że ty Florku chciałbyś żeby nie głowa była do rady, tylko noga.
— On taki mądry, widzicie Józefie, — dorzucił Jan.
— Wiadomo... aż mu matka z tej mądrości zmarła, — rzekł Łomignat.
— Chodźmy ztąd, — odezwał się Stępor. — Skoro nam ten smyk dogaduje, niechże my tego nie słuchamy.
— Chodźmy! chodźmy! — odezwało się kilka głosów.
— Nie potrzebujemy znać jego poczęstunku!
— Niech sobie pije sam!
Florek chciał się tłómaczyć i usprawiedliwiać — ale nie słuchano go. Karczma w jednej chwili opustoszała, nawet Grzędzikowski, który miał wielką ochotę zostać, poszedł jednak za gromadą.
— Ny, co panie Florek? — zapytał Joel.
— A niech ich marności ogarną!
— No, no... Ja nie wiem, czy teraz który zechce Florkowi corkę za żonę dać... To będzie trudny interes do zrobienia. Pfe! Florek chciał im gęby zalać — a swojej nie potrafił dobrze zamknąć. Co to za polityka jest?! Pfe!