Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żo znajomości, poznałam kilkanaście rodzin i wielu młodych ludzi. Są między nimi przystojni, układni, dobrze wychowani, ale wszystko to nie wytrzymuje porównania z moim doktorem.
«Pomimowoli, droga mamo, wymknął mi się ten wyraz z «moim doktorem» i czuję, żem się zarumieniła, jak wiśnia, ale, droga mamo, mnie się zdaje, że już do tego niedaleko. Ja go zaczynam lubić i niech tylko słówko powie, nie będzie miał wielkich z mojej strony trudności... Chyba dla ceremonii...
«A on już, już zaczyna potrochu.
«Dziś przyszedł o czwartej, ciocia nie mogła zaraz wyjść do niego, gdyż nie była odpowiednio ubrana, więc blizko przez kwadrans rozmawiałam z nim sam na sam.
«Co prawda, mógł był powiedzieć wszystko, co tylko chciał, ale widocznie jest on jeszcze nieśmiały, a może się boi odpowiedzi odmownej.
«Starałam się tak postępować, żeby obawy jego rozproszyć, bo przecież mam serce nie z kamienia, i widok cierpień zawsze mnie wzrusza.
«Rozmawiał ze mną dużo, dopytywał się o rodziców moich, o rodzeństwo, o Krzywą Wolę. To mi, jeżeli mam szczerze powiedzieć, było trochę przykro, bo widać, że i on jest w gruncie materyalistą, jak wszyscy panowie.
«Nie wiem, mateczko, czym dobrze zrobiła, ale