Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wodzenie ma tu ciotka Klotylda... Młodzież dobija się o nią... Ja dopiero teraz spotrzegłam, jaka to ładna kobieta.
«Na ostatnim wieczorku była w prześlicznej sukni ciemno-wiśniowej i dekoltowana... Cudowna. Ja miałam suknię pod samą szyję i z rękawami, bo wiem, jakie są przekonania mamy pod tym względem. Zawsze mama mówi, że panienka w moim wieku dekoltować się nie powinna, zwłaszcza gdy jest cokolwieczek w stylu «danse macabre».
«Wszyscy mówili, że ciotka wygląda jak Marya Stuart, przed ścięciem. Doktor rozmawiał z nią w mazurze, a potem, jak ją odprowadził, stał jeszcze chwilę za jej krzesłem. O czem mówili, nie słyszałam, ale domyślam się, że o mnie, widocznie kochana cioteczka, zgodnie z życzeniem mamy, dodawała pieprzu.
«Bardzo to jest miły człowiek, ach mamo, jaki miły! W Krzywej Woli nie miałam pojęcia, że istnieją tacy ludzie na świecie... Nie, mameczko, w okolicach naszych widzimy tylko Maciusiów — dopiero na wodach poznaje się ludzi...»
List ten pani Marcinowa dała do przeczytania mężowi. Włożył okulary, przeczytał raz, drugi i trzeci, pomyślał, westchnął i rzekł:
— Szczęśliwa kuropatwa, ta nasza Ernestynka, ktoby się spodziewał?!