Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zapraszały go ciągle do siebie; bywał także i w sąsiedzkich dworkach, zwłaszcza w Bednarce u pani Sewerynowej, wdówki czterdziestoletniej, ale jeszcze w wielkich będącej pretensyach. Ta pani mieszkała z matką staruszką i miała przy sobie dwie ubogie kuzynki, do towarzystwa i pomocy w gospodarstwie. Nie bardzo wizyty pana Dominika u wdówki podobały się jego synowicom, wolałyby one mieć ciągle stryjaszka przy sobie, trzeba było jednak politykować.
Najbardziej energiczną działalność rozwijała pani Julia, w czem dopomagali jej szczerze synowie, chłopcy pełni pomysłów. Jednego dnia postanowili zabawić kochanego dziadunia polowaniem na dzikie kaczki.
— Dziadunio się nudzi — mówił Wicuś — a ciągła rozmowa z kobietami jest dla niego utrudzająca, zabawmy się po kawalersku.
— A tak — potwierdził Józio — doskonała myśl, po kawalersku. Mamy psy! jakie psy!
— Niech mi dziadzio wierzy, że w psiarni królowej angielskiej nie znajdzie lepszego wyżła, niż mój Nero.
— I niż mój Medor — dodał Józio. Bagna mamy wcale niezłe; kaczek moc, dziadzio będzie miał prawdziwą przejemność.