Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Grymaśnik bo grymaśnik, ale miękki, ujeździ się, ułoży i będzie dobrze. Do brukwi przywyknie, a co hypotekę zna to zna; adwokat ze trzy dni potrzebowałby na zbadanie interesu: ten tylko przyszedł, spojrzał i już... Nadziwić się nie mogłam... Wymarzony mąż — i prezentuje się dobrze i nazywa się pięknie i poszanowanie ma... rejent był dla niego z taką rewerencyą, jak dla jakiego dygnitarza... Wymarzony mąż.
Kołysana myślami o doskonałym mężu usnęła.
Nazajutrz rano, ubrawszy się, rzekła do służącej:
— Małgorzato, idź poproś pana na herbatę.
— Oho — rzekła sługa — z naszego pana nie ma już ani dymu, ani popiołu.
— Co? gdzie się podział.
— Wyprowadził się.
— Kiedy?!
— O czwartej rano przyszli posłańcy, zabrali wszystkie rzeczy, a tak się sprawili po cichutku i prędko, że pacierza nie zdążyłam zmówić, a już ani rzeczy, ani pana nie było...
— Dla czego mnie nie obudziłaś?
— Pan nie kazał. Mówił, że pani zmęczona, potrzebuje spoczynku.
— Ah! łotr.
— I więcej nic nie mówił? nic nie powiedział?...
— Owszem, kazał się pani kłaniać.