Strona:Klemens Junosza - Złote czasy.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolska, urządziła się w ten sposób że weszła w spółkę z piekarzem, i każdy prenumerator po złożeniu w piekarni przeczytanej gazety, otrzymuje bezpłatnie dwa obwarzanki lub bułkę, — tym sposobem zwraca się z obiegu wszystkie numery i sprzedawszy je na makulaturę odbiera się ⅟17 część kosztu papieru.
Podobał mi się pan Bibulski, raczyłem podać mu koniec palca, wziąłem siedemnaście tysięcy ośmset czterdzieści dwa ruble forszusu, i kazałem postawić nowy stół dla nowego stenografa.
— Jaśnie wielmożny panie Junoszo, uszczęśliwiłeś mnie, zawołał ten miły człowiek, przyjmij jeszcze tę bagatelkę i nie racz zapominać o mnie.
To mówiąc położył na stole trzy listy likwidacyjne po 1000 rubli każdy... i wyszedł.
Za chwilę wpada zadyszany buchalter.
— Jaśnie panie, woła, Tygodnik facecyjno-anegdotyczny illustrowany „Brednia“ zbankrutował!!
— Zobaczyć ile dał zaliczki, rzekłem.
— Ośm tysięcy sześćset rubli.
— Napisać mu nekrolog, i sprzedać stu sześciu gazetom.
Rozkaz spełniono w tej chwili.
Dobre to były czasy, co tydzień powstawało nowe pismo i dawało forszus, literatom działo się dobrze, każdy z nich był grubszy niż pan 777, a sam 777 jeździł na dwóch dorożkach odrazu, bo jedna nie mogła go w żaden sposób pomieścić.