Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A no, to powiem: w Bajkowszczyznie wszystko po dawnemu. Sędzia, jak zwykle, pali fajkę i robi, co sędzina każe... bo sędzina, jak państwu wiadomo, jest hic mulier, co się tłumaczy na polskie: baba-Herod.
— Co też pan mówi! taka delikatna, wątła osoba.
— Pani dobrodziejko, brzytwa jest także delikatna a tnie. Najgorsze są takie filigranowe anioły. Sędzia tańczy, jak mu żona zagra!... i nawet spytać nie śmie: quousque tandem, Catilina?... co się tłumaczy: nie wytrzymam, Katarzyno!
— Zdaje mi się, że pan coś do sędziny cierpisz...
— Nic a nic... niech sędzia cierpi. A cóż ja? Ja jestem, Bogu dzięki, kawaler i z tego powodu nigdy nie choruję na głowę... A teraz jeszcze o kimś powiem: Panno Marto, caveant consules. Co znaczy: niech się pani bardzo nie zarumieni.
— Dlaczego?
— U sędziostwa wielka radość. Pan Jan przyjechał z zagranicy.
— Kiedy?
— Onegdaj, moja pani dobrodziejko; ale zdaje mi się, że pani zablisko samowara usiadła... ztąd kolory.
— Więc jeszcze onegdaj przyjechał — rzekł Stanisław; — a u nas nie był dotychczas...
— Cóż pan chcesz? Ma dużo interesów do załatwienia. Primo: niemcy go wygłodzili, więc się musi odpaść; secundo: jako jedynaczek, musi zostać solennie wycałowany przez mamę; tertio: jak słyszałem, podobno się w drodze przeziębił.