Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A no cóż... chłopi, zwyczajnie jak chłopi... nienajgorsi ludzie, dalibóg!
— Tak pan sądzisz?
— Naturalnie, i mam racyę...
— Różowe okulary nosisz, panie Onufry: kochasz komorników i sekwestratorów, całujesz w brodę żydów, cieszysz się ze swoich chłopów; zdaje się, radbyś cały świat do serca przytulić.
— A choćby...
— Szczególniejsza czułość!
— Dlaczego nie miałbym całego świata do serca przycisnąć? ma się rozumieć exclusive szołder, których godzi się przycisnąć do muru. Jednak odeszliśmy od przedmiotu.
— Odejdziemy jeszcze dalej, bo oto nakrywają do stołu.
— Przepysznie! powiedziano jest bowiem: ora et labora, co znaczy po polsku: jadaj dobrze i dużo; trzymam się przez całe życie tej zasady, a teraz doktorzy skazują mnie na deportacyę do Karlsbadu.
— Dokąd pan jednak jechać nie chcesz?
— Ciekawym, po co? Gdy zacznę kwękać w Karlsbadzie, dla niemców tamtejszych będzie to obojętne; gdy zaś choruję w domu, to żydzi odprawią na moją intencyę nabożeństwo, z obawy, ażeby im różne drobne należności nie poprzepadały.
Pan Onufry jadł i pił z apetytem, aż mu na łysinę krople potu wystąpiły.
— Niechże nam pan, z łaski swojej, powie coś z nowości; my bo ciągle w domu, nie wiemy więc o niczem.