Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pewne dla tej to sielanki mamy żelazne zasuwy przy stajniach i sześciu łańcuchowych brytanów na dziedzińcu... Zapewne dla tej sielanki dwóch stróżów co noc pilnuje folwarku, a ja, kładąc się spać, oglądam starannie rewolwer, chcąc się przekonać, czy jest dobrze nabity...
— Przecież nas jeszcze nikt nie napadał...
— Prawda, nie napadał dotychczas, ale któż ci zaręczy za jutro? Czyż mało łotrów włóczy się po okolicy?...
— Stasiu — rzekła siostra łagodnie, obejmując ręką szyję brata, — Stasiu, dlaczegoś ty zawsze taki rozdrażniony... taki dziwnie zniechęcony?... Wszakże dopiero niedawno trzydzieści lat skończyłeś...
— Zawsze jedna i ta sama piosenka, którą mi z księdzem Andrzejem śpiewacie... Masz lat trzydzieści i jesteś zniechęcony do życia... co będzie później?
— Istotnie, jest nad czem pomyśleć.
— Co będzie później, nie wiem; ale widzę, co teraz jest: na każdym kroku przeszkody nie do zwalczenia, prowadzę życie zupełnie bezużyteczne, bezowocne, próżne... Mnie tu duszno, ciasno, mnie zabija przekonanie o własnej niemocy...
— Mój Stasiu, nie chcę ci zrobić przykrości porównaniem, ale przypominasz chorego z przywidzenia, który, zdrowym będąc, pod wpływem urojonych cierpień i niemocy męczy się, gryzie, trapi i życie sobie zatruwa.
Stanisław obruszył się, chciał odpowiedzieć, lecz w tej chwili dały się słyszeć ciężkie kroki i do pokoju