Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie, wiedzieć jednak nie można, bobyś sobie dziwaczne suppozycye mógł robić i jakiejś, czego Boże broń, żółciowej słabości się nabawić...
Zielski rozśmiał się.
— No, no, cóż znowu! nie przerażaj mnie, wujaszku; czy mi jakie niebezpieczeństwo grozi?
— Kto wie? kto wie? mój panie! ale mówmy lepiej de quibusdam aliis, co znaczy: o owsie. Przewróciła ci w głowie jakaś tam książka i wygadywałeś wczoraj herezye o płodozmianie. Wielkie to szczęście, że twój karbowy, Maciej, przy tem nie był, bo od tej daty miałby cię za ba i bardzo... a to źle... Przy tej sposobności upraszam cię również, abyś się przed chłopami ze swoją znajomością gospodarstwa nie wygadał. Radzę ci to we własnym twoim interesie, miewasz albowiem takie pomysły, że mógłby cię kto z nich okraść...
— Żartuj sobie wujaszek zdrów...
— Nie są to żadne jocosa, mój młody przyjacielu; z czasem nauczysz się gospodarować i będziesz discipulus supra magistrem, co znaczy: organistę śpiewać nauczysz.
— Jakbyś wiedział, mój wujaszku, że tak będzie, gdyż według mego zdania, jeżeli ktoś z silną wiarą i gorliwością do pracy bierze się do obranego zawodu, ten, prędzej czy później, cel zamierzony osiągnie.
— Masz słuszność, nie święci albowiem garnki lepią. Idzie jedynie o to, czy, biorąc się do gospodarstwa, ustąpiłeś tylko chęci żony, czyli też miałeś jakowąś specyalną do tego fachu inklinacyę?