Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bliżej nad tem, co się stało, to kto wie, czy nie lepiej dla ciebie, że owo małżeństwo nie przyszło do skutku. Teraz przedewszystkiem powinieneś obmyślić sobie jakieś zajęcie, pracę, któraby wszystkie siły twej inteligencyi pochłaniała. Miałeś zamiar zakładać fabrykę w swym majątku, dać ludziom zatrudnienie, ożywić okolicę...
— Prawda, lecz po tem, co zaszło między mną a matką... wolałbym pracować u kogo obcego; może też jaki obowiązek znajdę...
— Co za dzieciństwo! Czy sądzisz, że rodzice nie przyjmą cię z otwartemi rękami, że nie będą uszczęśliwieni, gdy powrócisz? Oni cię kochają, jesteś przecież jedynem ich dzieckiem.
Sędzic zamyślił się.
— Może ty masz słuszność — rzekł po chwili. — Prawdopodobnie pójdę za twoją radą... ale nie zaraz, nie dziś... Daj mi trochę odetchnąć po tych wszystkich wrażeniach... abym je mógł jak najprędzej z pamięci wymazać...
— Wymażesz, wierz mi że wymażesz i śladu po nich nie zostanie, gdy rozpoczniesz budowę fabryki, gdy sam się wszystkiem zajmiesz, w każdy szczegół wejrzeć zechcesz. Przypomnij sobie, że było to niegdyś twojem marzeniem, że projektowałeś założyć dla robotników szkołę, ochronkę, szpital, kasę oszczędności i tym podobne instytucye.
— Gdybym miał ten spokój, co dawniej, to pragnienie życia...