Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rządnie, jak na pożar. Po chwili wyłazi jakiś zaspany major domus, czyli po naszemu fagas i powiada mi, że nec locus ubi Troja, co znaczy: z niemca popiołu nawet nie zostało. Wyjechali może do Warszawy, a może za granicę, ale zostawili u pana rządcy swój adres. Nie byłem ciekawy dowiadywać się więcej i powróciłem do domu. Sądzę, że teraz zrozumiesz ksiądz dobrodziej, dlaczego sędzina krzywi się, jak środa na piątek...
Ksiądz Andrzej westchnął ciężko.
— Biedna panna Marta — rzekł jakby do siebie — wszystkie nasze zamiary w niwecz... wszystkie projekta, których urzeczywistnienie zdawało się tak blizkiem... Komu dziś wierzyć, mój panie Onufry... Komu wierzyć? Na kogo liczyć?
— Paskudny świat! ciężkie czasy; oj ciężkie, księże dobrodzieju, aż w sercu gorzko i w gardle sucho...
— Poczekaj-że jegomość, miodu każę dać.
Zadzwonił ksiądz, chłopcu parę słów szepnął, i po chwili dwie duże flaszki miodu stały już na stole.
— Przepraszam cię, panie Onufry, że pić z tobą nie będę... wiesz, żem chory, wybacz.
— Cóż robić... Ej, ej, są perypetye na tym święcie... ale — dodał, zwracając się do chłopca — przynieś-no tu szklankę większą, bo ja dziś podwójną pracę mam podjąć.
— Podejmij na zdrowie...
Chłopiec, przez figle zapewne, przyniósł największą szklankę, jaką w kredensie mógł znaleźć.