Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszedłszy do salonu, zastał w nim tylko otyłą ciocię, trzymającą na kolanach wielkiego białego kota. Pan Kintz był przy gospodarstwie, panna zaś zamknęła się w swoim pokoju, zawiadomiwszy ciocię przez służącę, że ma migrenę.
Przez godzinę przynajmniej musiał sędzic zabawiać otyłą damę, słuchać opowiadań o jej wątłem zdrowiu, wyjątkowo rzadkich przymiotach białego kota i o wielu innych, nader zajmujących kwestyach.
Nie potrzeba dodawać, że sędzic siedział jak na szpilkach i nieustannie spoglądał ku drzwiom, sądząc, że ból głowy przeminie i panna Izabella raczy się nareszcie ukazać.
Tym razem jednak migrena była uporczywa.
— Izia zawsze tak — mówiła ciocia — zawsze ma migrenę, od dzieciństwa. Powiadam panu, że czasem rady sobie dać nie można, zwłaszcza gdy ja dostanę palpitacyi serca. Wtenczas dzieją się okropne rzeczy. Ona cierpi i ja cierpię. Tak się stało i dziś. Izia już od samego rana uskarżała się, ale to zapewne przejdzie, bo trzeba panu wiedzieć, że migrena niekiedy przechodzi.
Pomimo zapewnień cioci, migrena nie przechodziła i sędzic widząc, że nie doczeka się panny, zabierał sie do odjazdu.
Gdy składał już pocałunek na pulchnej rączce cioci i zabierał się do wyjścia, panna Izabella wbiegła do pokoju.
— Ach! pan tu? — rzekła, udając zdziwienie.