Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakaś sukcesyjna skłonność do posłuszeństwa, czyli pantoflarstwo dziedziczne, bo jak spojrzała na niego, w tej chwili posmutniał i stanął pod drzewem, jak pokorny baranek... Ale oddając suum cuique, co znaczy: żydowi rewers, a sobie pieniądze, muszę przyznać, że mała zawzięta nie jest, bo znów zaczęła na niego patrzeć po swojemu, ze wszystkiemi świderkami i powiedziała, że nie trzeba tracić nadziei. Z kolei on zaczął robić się wymownym. Opowiadał, że ją kocha bez granic, co między nami powiedziawszy jest fałsz, bo jak kto kocha pannę, to ją kocha ze wszystkiem, a więc i z granicami; mówił, że bez niej żyć nie może, co także nie jest prawda, bo przed tem wcale jej nie znał i pomimo tego żył; nareszcie przysiągł, że jej będzie wierny aż do śmierci, za którą to obietnicę nie dałbym trzech niuchów tabaki.
— I to wszystko prawda, panie Onufry, to pan słyszałeś na własne uszy? — spytała panna Marta.
— Na moje najrodzeńsze, na co daję pani verbum nobile, co znaczy: żebym spuchł, jeśli kłamię.
— Istotnie przygoda pańska była bardzo zabawną.
— Przygoda może, ale sytuacya, czyli siedzenie za krzakiem wcale niewesołe. Te westchnienia i przysięgi zaczęły mnie nudzić, w dodatku muchy i bąki niecierpliwiły mego konia, kręcił się on i parę razy tupnął kopytem. Zakochani tego nie słyszeli, ale arabczyk zaczął strzydz uszami, rozdął chrapy i wietrzył... Śliczny koń! powiadam ci, panie Stanisławie, nóżki suche,