Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

także, że góral, gdy za chlebem puści się w żyzne bogate doliny, marzy o swej chatce, przylepionej do wysokiego urwiska, niby gniazdo jaskółcze, i tęskno mu do swej biedy i do swoich. Dla mnie właśnie tym przedmiotem tęsknoty jest polska wioska, taka właśnie jak Bogate, nad wodami, wśród lasów; tu czuję, że jestem u siebie.
— Istotnie, Izia się zawsze czuje u siebie — wtrąciła pulchna ciocia — dwa lata temu powiedziała to samo pewnemu anglikowi w Kairze. Czy to, Iziu, było w Kairze, czy na Malcie?
— Ciocia nic nie pamięta, gdyż ani w Kairze ani na Malcie nic podobnego nie mówiłam. Mówię wyraźnie, że jestem u siebie.
— Tak, Izia zawsze jest u siebie.
— Ach, ciociu! — odrzekła, wstrząsając z niezadowoleniem głową — ciocia mi zawsze przerywa bieg myśli.
— Nie, kochaneczko, ja nie przerywam ci biegu myśli; proszę cię, myśl dalej, bez żadnej subiekcyi.
— Panie podróżowały razem?
— Tak, ciocia była moją nieodstępną towarzyszką.
— Pochlebiam sobie, że tak, oprócz w górach. Kolej żelazną znoszę, do okrętu przyzwyczaiłam się kosztem zdrowia, ale wdrapywać się pieszo na góry nie mogłam. Delikatna moja kompleksya nie pozwala na to. Szczęściem, ludzie są bardzo uprzejmi i Izi towarzystwa nie brakło.
— Ciocia zawsze poświęcała się dla mnie.