Strona:Klemens Junosza - Wody.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I wędrować gdzie w kotłach słone wody warzą...
I gdzie się takich samych tysiąc niewiast szasta.
Tam to się nadwątlone córek krzepi zdrowie
I jak ryby na wędkę łapią się mężowie.

Więc Ojcowie wychodzą w dzielnice gdzie żydki
Za wytarte papierki świeże weksle biorą...
I przeklinając w duszy taki sezon brzydki,
W którym się wszystkie biedy familijne piorą,
Pakują do kieszeni pieniężne nabytki,
Drżąc naprzód tak jak listek przed oddania porą...
I aby dowieść światu że nie chłystek żaden,
Ekspedjują familją aż do Baden-Baden.

Kto zaś nie ma na podróż ten godzi się z losem,
Chociaż musi mu w duszy porządnie złorzeczyć...
Lecz jako wierny modzie, kwili smutnym głosem,
Mówi że również chory, że musi się leczyć
I wędruje na Foksal ze spuszczonym nosem,
By tam przeciw wyjazdkom za granicę skrzeczyć
I ciągnąc brzydką wodę przez cieniutką rurkę,
Spogląda na sąsiada zamożnego córkę.

Piją, kąpią się wszyscy, bo czas kąpielowy
Ma swe prawa, a tym się oprzeć bardzo trudno,
Kto więc żyje bez wględu, czy chory czy zdrowy,
Łyka w wielkiej ilości gorzką wodę brudną,
Kokietując panienki posażne i wdowy
Którym urok cierpienia daje postać cudną.
Nawet stary emeryt, co pensję ma skąpą,
Kwestję hydropatyczną studjuje pod pompą...

Klemens Junosza.