Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 41 —

stawu popłynął tam, gdzie woda jak gdyby klinem w ląd się wrzyna, tworzy małą zatokę i nabiera ciemnej, prawie czarnej barwy, od cienia wielkich olch, które się nad brzegiem rozsiadły. Tam jest bardzo spokojnie, tam nie dochodzi żaden głos ludzki, chyba wieczorem, ale to tylko na jesieni oddalone echo ligawki.
Dlaczegóż nie zobaczyć.
Cicho sunie się łódź po fali tak gładkiej, jak zwierciadło, równej nie zmąconej... ale naraz ta gładka powierzchnia drgnęła, zmarszczyła się... i zaczęły się na niej robić owe koła, coraz szersze, szersze — to ryba rzuciła się, mignęła srebrną łuską i zapadła w głębię napowrót. Wśród trzcin przybrzeżnych zaczynają się odzywać głosy dzikich kaczek, kurek wodnych, nur ukazał się na powierzchni wody i zniknął, ujrzawszy łódkę, łyska trwożna zapadła w tatarak, a w górze ważą się rybitwy, migocą w słońcu białemi skrzydłami, coraz to która spada na wodę jak kula, chwyta nieostrożną rybkę, co zbyt ciekawie wychylała z wody pyszczek ku słońcu — i znika... Jastrząb goni uciekającego gołębia, czapla z cierpliwością przedziwną wyczekuje na zdobycz przy brzegu... wśród drzew turkawki się wabią, ostrożny grzywacz grucha w oddaleniu.
Niema i tutaj ciszy, a w owej zatoczce, pod olchami jeszcze żwawszem tętnem kipi życie, bo na mniejszej przestrzeni skupione, w ciaśniejsze