Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —

psiaczka — niech ta widzą ojcowskie serce i przychylność.
— Toście się jednak dobrze dorobili, kiedyście mogli tak dzieci wyposażyć?
— A juści dał Pan Jezus. Miasto blizko, to i spekulacye różne i zarobki. Kartofle sadzimy wczesne, tylko co dla siebie późniejsze, przed Świętym Janem sprzeda się wszystko na targu, na garnce; siana się kupi we dworze, nastroszy parę furek i do miasta, zawdy zysk jest; warzywa, zielenina, kurczęta, kaczki, byle jeszcze wcześnie, sprzeda się dobrze. W mieście naród okrutnie chytry na wszystkie świeże smaki; żeby mu choćby prostą dynię na Zielone Świątki wyhodował, to zapłaci ile chcieć i jeszcze będzie urągał, że zwyczajny jest na Wielkanoc świeży i młody groszek jadać. Nabiał się sprzedaje, jesienią gęsi, zimową zaś porą, jak poczną piwowary lód wozić, to też furmankami ładny grosz się zarabia... A przytem, panie, próżnym wozem nigdy z miasta jeszcze nie wracałem.
— A jak?
— Nawóz się bierze, śmiecie, za każdym razem fura — to i pole mamy odpowiedzialne, co chcieć urodzi się. Teraz niedawno „letkie pomieszkania” w naszych stronach nastały; stawiamy budy... dla „powietrzników” to też dochód. Zarobić, panie, można; jeno aby robić się chciało, a szanować umiało, to jest.
Długo jeszcze gawędził stary Jaworek, a pod wieczór powlekli się obadwaj z wnuczkiem