Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 131 —

Teofilka uspokaja go wtedy.
— Ojcze — mówi — tak sądzić nie trzeba... są źli i dobrzy, nikczemni i zacni. Nie można wszystkich bezwarunkowo potępiać.
— Łajdaki i basta! a ty powinnaś o tem lepiej wiedzieć, niż każda inna kobieta. Jabym takich wszystkich w jeden wielki moździerz wsypał i na pieprz utłukł... Rozumiesz!?
— Ach, ojcze, ojcze... Ojczulek przecież jest chrześcijanin i bogobojny człowiek, do kościoła chodzi, pacierz mówi i codzień powtarza: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...”
— No, to winowajcom, ale nie takim obłudnikom! Niech go licho porwie, nie chcę słyszeć jego nazwiska, nie chcę wspominać o nim... Nie mogę, jak cię kocham, Teofilko, nie mogę... a spodziewam się, że i ty mu chyba nie przebaczysz?
Wzruszyła ramionami z politowaniem.
— Już dawno przebaczyłam — rzekła.
— Ty?!
— Naturalnie, lepiej, że zdemaskował się wcześnie, że nie zostałam z nim na całe życie związaną.
— Może masz słuszność, moje dziecko, może... ale ja zawsze do niego żal mieć będę... Żeby taką dziewczynę jak ty porzucić, to trzeba być i złym, i głupim...
Ciotka Weronika ciągle pracuje w sklepie, wciąż coś zapomina i znów przypomina sobie...