Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dowiesz się zaraz. Otóż konkurent panny Wandy nie jest wprawdzie młodzieńcem, ale też nie można go nazwać starcem. W samą miarę zniszczony i podtatusiały, aby po burzliwej żegludze życia zawinąć do spokojnej przystani małżeństwa. Ożeni się, będzie dobrze jadł i co wieczór grywał w winta — zacznie myśleć o swem zdrowiu i pijać co rok Maryenbad...
— Jesteś nieznośny!
— Za pozwoleniem. Nie będzie jej kochał szalenie, gdyż jest na to za stary, nie będzie zaniedbywał zupełnie, ponieważ znów na to za młody. Miłość jego można będzie porównać do letniej wody: nie zaziębi ona, ani nie zagrzeje. Co doniej, to jest do jego przyszłej żony...
— O, byle nie do Wandy!
— Przypuść na chwilę, że ona będzie jego żoną. Z początku będzie jej może przykro, później przyzwyczai się; męża nie pokocha, ale może go szano wać. Dlaczego nie, skoro jest to człowiek przyzwoity i na zarzuty co do charakteru i postępków nie zasługujący? Zacznie się tedy młoda pani bawić. Jeżeli dzieci mieć będzie, przeleje na nie cały zapas uczucia — w przeciwnym razie, polubi ploteczki, flirt, dobre obiady, prawdopodobnie nabierze imponującej tuszy...
— A dość, mój kochany! jesteś tak nieznośny, że się rozgniewam na ciebie!
— Za cóż? Mówimy spokojnie o kwestyi małżeństwa. To, które nas zajmuje, ma w oczach pa-