Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nas niekiedy, nie sądzę jednak, żeby to na nią mogło wywierać wpływ ujemny.
— A, pani dobrodziejko, nie chcę być źle zrozumianym! Szanuję panią bardzo i pani małżonka również, o żadnych wpływach ujemnych mowy być nie może, ale... państwo, o ile mi wiadomo, dużo czytujecie, dużo rozprawiacie, więc to mogło...
— Panie regencie, w ogóle niewiele mamy na to czasu. Mąż mój powraca z fabryki dopiero o ósmej, czasem nawet o dziewiątej wieczorem; ja przez pół dnia mam lekcye po mieście, a w domu zatrudnienia mi nie brak. Jedynie w dni świąteczne jesteśmy swobodniejsi i możemy czytać i rozmawiać. W domu naszym bywają ludzie z tej samej sfery co i my, pracujący umysłowo przeważnie, ludzie, którzy z trudem prowadzą tak zwaną walkę o byt. Pod jakim więc względem ten dom i to towarzystwo mogłyby źle oddziaływać na córkę pańską? Wandzia była niegdyś moją uczennicą, kocham ją bardzo i jestem dla niej tak, jakby starsza siostra dla młodszej. Zresztą, panie regencie, czyż od dzisiaj dopiero się znamy? Dlaczegoż mi pan robi takie wymówki?!
Pan Gorgoniusz usiłował tłómaczyć się.
— Nie, pani — mówił, — to nie są wymówki.
— A więc cóż?
— To jest raczej żal, proszę pani. Mam dziecko jedyne, chciałbym wszystko poświęcić, aby te-