Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wszystkie gusta zadowolić, co też wprawiało staruszków w złoty humor.

Mateusz powrócił z miasta w godzinę i przywiózł list, który regent zaraz gościom swoim odczytał. Brzmiało owo pismo tak:

„Szanowny regencie i kochany mój przyjacielu!
„Uprzejmie wam dziękuję za pamięć i stokrotnie przepraszam za zawód. Nic mi się złego nie stało, zdrów jestem jak zawsze, lecz przyjechała pewna osoba, dla której mam niejakie obowiązki. Osoba ta wbiła mi taki klin w głowę, że chyba tylko przy waszej pomocy będę go mógł wydobyć. Szczegóły do jutra; jeszcze raz za zawód przepraszam i przyjemnej zabawy życzę.
„Dodaję, że osoba quaestionis jest kobietę, co sytuacyę znacznie komplikuje,
Wasz Roman.“

— Co u licha! — zawołał Kalasanty: — kobieta?
— Zawsze wam mówiłem — wtrącił pan Salezy, — że Roman jest stary romantyk. Stary i co gorsza niepoprawny. Dlaczego się nie ożenił, tak jak my naprzykład? Dlaczego? Bo zawsze był wietrznik, motylek, niestały i jest taki do dziś dnia...
— Dajże kolega pokój! — rzekł regent; — że był niegdyś motylkiem, to wiemy, ale dziś... co wam się śni?
— No, no, przekonacie się. Nie darmo mówi przysłowie o starym piecu, w którym dyabeł pali,