Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wark, ale folwarczek, powstały z parcelacyi. Ziemia licha, piasek, jednem słowem — bieda. Skąd, Wandziu, przychodzisz do tych zapytań?...
— Ach ojczulku, to cała historya. Onegdaj poznałam, będąc w mieście u znajomych, panienkę szczególnej urody, tak sympatyczną i miłą, że pokochałam ją odrazu.
— Cóż to za jedna?
— Zobaczysz ją, ojczulku, dziś jeszcze.
— Ma przyjechać?
— Ojczulek zapomniał, że mamy być dzisiaj w mieście u państwa Feliksów.
— Owszem, pamiętam — ale cóż stąd?
— Ona tam będzie. A teraz, drogi ojczulku, co ja miałam ważnego usłyszeć?...
— Ciekawa!
— Bardzo proszę, niech ojczulek powie.
— A więc... znasz adwokata Wolmańskiego?
— Znam.
— Chce nam złożyć wizytę — cóż ty na to?
— Nic a nic, ojczulku, ta wiadomość jest mi najzupełniej obojętna.